Forum Michael Jackson... Living legend... Strona Główna    
  Profil  
FAQ Szukaj Użytkownicy Rejestracja Prywatne Wiadomości Zaloguj  

Moje opowiadanie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Michael Jackson... Living legend... Strona Główna :: Opublikuj swoje opowiadanie o Michael'u!
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michaelka111
Administrator



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 415
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:00, 23 Paź 2008    Temat postu: Moje opowiadanie

Częśc I

Cudowna gra świateł. Mnóstwo kolorowych odcieni mieszało się ze sobą, odbijając się od ścian… Te chłodne i te ciepłe. Zimowe i letnie. Wędrowały od sufitu po podłogę. Na krzesłach siedzieli eleganccy goście. Można powiedzieć, że z wyższych sfer. Kobiety w wielkich kapeluszach i czarnych, połyskujących sukniach po kostki. Niektóre trzymały torebki. Ukrywały w nich diamenty i złote zegarki. Mężczyźni w smokingach i garniturach. Znudzeni samym kilkunastoletnim winem, rozmawiali o ekskluzywnych samochodach i przestarzałych żonach. Scena była pusta. Z płyty puszczana symfonia, fortepian, przy którym nikt nie siedział. Nad każdym stolikiem w tej wielkiej wisiał kryształowy żyrandol. Piętnastowieczne meble pachniały jeszcze dębem i żywicą. Panowała cisza, ale słychać było szepty. Nagle zza czerwonej kurtyny wyszedł mężczyzna z włoskim wąsem, w marynarce i czarnych spodniach. Podszedł do mikrofonu, po czym chwycił go w prawą rękę i uśmiechnął się tak, jakby było mu nieco głupio i niezręcznie.. Odkałsnął i rzekł:
- A teraz to, na co wszyscy czekaliśmy! – zająknął się – Wschodząca gwiazda! Michael!
Nikt się nie odezwał ani nie klasnął Mężczyzna usunął się z desek sceny. Znów nastała ci na to, co zobaczą. Wtem o ściany uderzyły czerwone światła. Każdy usłyszał dźwięki pianina, potem perkusji, a następnie rozległ się rytmiczny krzyk. Mike jeszcze nie wiedział, że w przyszłości będzie to jego znak rozpoznawczy… Nagle wszędzie zrobiło się czarno. Słychać było tylko stukanie instrumentów o wstawianych na wyższy poziom. Nic nie było widać. Wszyscy czekali z utęsknieniem na to, co zobaczą. Wtem o ściany uderzyło czerwone światło. Każdy usłyszał dźwięki pianina, potem perkusji, a następnie rozległ się rytmiczny krzyk. Mike jeszcze nie wiedział, że w przyszłości będzie to jego znak rozpoznawczy…




Na scenę wpełznął dziwnym tańcem. Śpiewał tak cudownie, że wszystkie kobiety zaczęły się bujać na krzesełkach, a mężczyźni kiwali głowami. Michael śpiewał słowa i pokazywał w nich emocje, uczucia… Nagle ten dziwacznie ubrany chłopak, stał się odważniejszy! Jego taniec wzbudził zainteresowanie. Ruszał nogami tak szybko, jak tylko mógł. W królewskim stylu przeszedł do refrenu.
Nagle wszystko ucichło. Młodzieniec o czarnych, krótkich, kręconych włosach ukłonił się. Każdy powoli wstał z krzesła. Rozległy się gromkie oklaski. Wokalista był czarny, więc gdy strzelił w publiczność swoim uśmiechem, jego śnieżnobiałe zęby mocno kontrastowały z kolorem skóry. Był bardzo szczupły. Ale to się podobało. Wtem ktoś z widowni krzyknął:
- Ile masz lat chłopcze?
- Osiemnaście.
- Już masz osiemnaście lat?
- To znaczy… będę miał za trzy miesiące.
- W takim razie, to będą twoje najlepsze urodziny, Michael…
- Jackson! Michael Jackson! – wykrzyczał uradowany – Ale jak to „najlepsze” ?
- Porozmawiamy za kulisami, chłopcze?
- Tak! – krzyknął młodzieniec, po czym zwinnie stoczył się ze sceny. Chłopak szybko znalazł się za kurtyną. Tuż na nim, ten gruby facet z widowni.

Michael… Czekoladowa skóra… Jego karnacja podobała się niejednej dziewczynie, ale żadna z nich nie chciała się umawiać z chłopakiem z niższych sfer… Dla nich to był obciach. Ale wracając do wyglądu – duże, prawie czarne oczy… A na głowie lok na loku. Wysoki o pełnych ustach. Zgrabny nos i ten cudowny uśmiech. To atuty Michaela. Jeśli chodzi o jego charakter, to był typem wrażliwca. Szukał miłości na całe życie. Pisał swoje piosenki i czasem śpiewał je w klubie. Ale i tak nikt nigdy nie zwracał na niego uwagi… To go bolało… Michael od zawsze marzył o wielkiej karierze scenicznej. Każdy wiedział, że ma cudowny głos i zatańczy wszystko. Od hip hopu po swoje wymyślone ruchy. Zresztą ubierał się też po swojemu. Białe albo czarne garnitury lub wymyślne koszule z dziwnymi muchami. Sweterki, skóry, dżinsy, koszulki. Chociaż pieniędzmi pochwalić się nie mógł, to odkładał sobie i zbierał na ubrania.
Mike miał dwie siostry – La Toyę i Janet, oraz siedmiu braci. Matka, która była kurą domową i surowy ojciec. Tyko dwoje z rodzeństwa pracowało. Najmłodsze z nich miało pięć lat. Michael siedemnaście. Młodzieniec pracował w klubie 001 za marne pieniądze – 20 dolarów. Harował od 8:00 do 22:00. Do szkoły chodził zaocznie – w soboty i niedziele, żeby móc rozwijać talent. Jego brat – Jacob, był ochroniarzem tego klubu, a Toriano kucharzem. Reszta wyjechała, zostawiając matkę i ojca na pastwę losu. Jeden z nich podobno był zamieszany w gang narkotykowy. Wszyscy znajomi są święcie przekonani, że żaden z synów Kathrine nic nigdy w życiu nie osiągnie.

- Chciałbyś ze mną współpracować? - mężczyzna złapał Michaela za ramię i szarpnął nim w swoją stronę.
- E… Czemu nie.. To znaczy… Tak! Bardzo! – wybełkotał speszony i zawstydzony. Spojrzeli sobie w oczy. Mike nagle uśmiechnięty zadał pytanie:
- Ale gdzie współpracować?
- W branży muzycznej. Zrobię z ciebie gwiazdę! – ciągnął dalej – Będziesz na samym szczycie! Zarobisz miliony! Kobiety… Pieniądze, kariera, imprezy, alkohol! Co ty na to? Chyba nie odmówisz?
- Brzmi nieźle. A jak się pan nazywa?
- John Melsorko. Wylansowałem takie gwiazdy jak Np. Stevie Wonder.
- Chyba pan żartuje… - zdumiał się chłopak.
- Naprawdę… - potwierdził John.
- Ale najpierw muszę porozmawiać z rodzicami. – wystękał zawiedziony.
- Spokojnie… Już ja ich przekonam! – burknął Melsorko.

* * *

- Mamo! Już jestem! – zawołał Michael wpadając do małego, biednego domku.
- Ile dziś zarobiłeś? – dobiegł krzyk z kuchni.
- 20 dolców! Tyle co zawsze!
Nagle chłopak wbił się do pokoju, w którym siedziała na fotelu jego matka – Kathrine. Szyła sweter dla młodszego brata Mike’a.
- Janet płakała. – oznajmiła.
- Czemu? – rozradowany chłopak ustał przy łóżku.
- Bo nie byłeś na noc! – wtem kobieta zerwała się z siedzenia, a do pokoju wbiegła mała dziewczynka. Michael, gdy tylko ją zobaczył, kucnął i wziął ją na ręce. Mała przetarła oczy, po czym jęknęła:
- Gdzie byłeś Mike?
- Właśnie! Gdzie! Miałeś wrócić o 23:00! A jest 5:00!
- Postanowiłem zostać, żeby potem zrobić sobie wolne!
- Wolne?! Ja ci pozwoliłam?! – chłopak rzucił się do matki i objął ją obiema rękoma.
- Mamo… Mam dla ciebie niespodziankę.
- Tak? – zaśmiała się kobieta.
- Poczekaj tu chwilę. – Michael wybiegł z pokoju. Po chwili wrócił i powiedział:
- Mamo, mam nową pracę. – Kathrine zaniemówiła. Do pokoju nagle wszedł John.
- Witam. – rzucił. – Chciałbym porozmawiać o pani synu.
Kobieta szybko podniosła się z ziemi.
- Proszę siadać. – rozkazała.
- Jestem John Melsorko. Mam pomysł, żeby podpisać z Michael’em kontrakt płytowy. Ma naprawdę świetny głos. Zabrałbym go na razie na wypróbowanie do Hollywood.
- Jezu… Naprawdę?
- Tak, naprawdę.
- Ale… Ja nie wiem jak ojciec… - biła się z myślami Kathrine.
- Mamo! Lepiej gdyby ojciec się nie dowiedział… - ponaglał ją Mike.
- Ale jak by to wyglądało? – zaniepokoiła się kobieta.
- Po prostu co miesiąc przysyłałbym ci pieniądze, gdyby wszystko się udało. A sam stałbym się sławny.
- To byłaby wytwórnia Motown. – wtrącił producent.
- Duże pieniądze… - Kathrine zamyśliła się. – Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? – szepnął młodzieniec.
- Zabierzesz ze sobą Janet.
- Co?! Jak?!
- Cicho bądź Michael. Zabierzesz Janet. – złagodził sytuację John.
- No dobrze… Idź się pakować. – ponagliła kobita. Mike wstał, strzelił śnieżny uśmiech i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
- Mamo! Mam 30 dolarów! – nagle przy matce znalazł się Jermaine. Zapanowała cisza. Gdy zobaczył tylko tego eleganckiego mężczyznę, zdenerwowany krzyknął:
- My ciężko harujemy, żeby przynieść do domu każdego dnia choć 10 dolców, a ty się tak zabawiasz?! – Jermaine wytrzeszczył oczy, gdy matka wstała.
- Jermaine! Jesteś moim najstarszym synem! Masz już 25 lat! A wygadujesz strasznie głupie rzeczy! – krzyczała.
Znów nastała cisza. Biało-brudne ściany wbiły się w wzrok John’a.
- To nie tak, chłopcze… - zagaił.
Wtem do pokoju wszedł Michael z Janet i niewielką walizką.
- A ten co?! – wydarł się Jermaine.
Mike ustał w bezruchu. Bardzo zaskoczony, otworzył szeroko usta i oczy. Widać było jego zmieszanie. Nagle Janet się odezwała:
- Jermaine! A wiesz, że jedziemy do Hollywood? – zaśmiała się.
- Co?! – złośliwie podniósł głos. – Ja ci zraz pokażę!
Rzucił się z pięściami na Michael’a. Bił go po twarzy, brzuchu i głowie. Słychać było tylko krzyki Kathrine i małej Janet. Jermaine i Mike upadli na ziemię. Chłopak próbował się bronić, ale nic z tego.
John odciągnął mężczyznę od Mike’a.
- Co ty robisz! Chłopie! – krzyknął sponsor.
Jermaine podniósł się z ziemi i otarł ręką krew z warg. Mike nie miał siły nawet wstać. Poobijany był strasznie. Stękał z bólu.
- Oszalałeś? To twój brat! – wydarła się Kathrine.
- To co! On! Wielki karierowicz! Będzie miał kupę kasy, a my będziemy biedę klepać? Powinienem go zbić z to, że nas zostawia! – oburzył się mężczyzna.
- Nie wiesz, co mówisz… - wyrwał się John, po czym podszedł do Michael’a. Wyciągnął z kieszeni chusteczki i zaczął ocierać nimi twarz młodzieńca. Na podłodze było sporo krwi. Nagle Michael wydusił:
- Jermaine… Ja to robię dla was… - John pomógł wstać chłopakowi. Janet schowała się pod fartuchem mamy. Łzy same spływały jej po. czekoladowych policzkach. Co chwilę zamykała ze strachu oczy.
Jermaine spuścił głowę i podniesionym tonem powiedział:
- Jedź! Ale jak nas wyrolujesz, to… - pogroził palcem. - …policzę się z tobą inaczej.
- Biegnij przed dom. – rzekł spokojny już Melsorko.
Michael złapał za rękę małą Janet i ucałował Kathrine w czoło. Na pożegnanie. Matce było przykro, że syn ją zostawia, ale… Ba. Czego się nie robi dla pieniędzy? Mike wyciągnął dłoń do Jermaina. Ten z groźną miną wybełkotał:
- Idź już! Limuzyna czeka…
Chłopak poczuł się zawiedziony. Wybiegł z domu. Ustał przy samochodzie. Wiatr rozwiewał mu włosy. Patrzył na gwiazdy. Nagle usłyszał kroki.
- Michael? Wygrałeś w totolotka? – zaśmiała się Madlene, czarna sąsiadka Jacksonów, w której od dawna kochał się Mike.
Chłopak energicznie odwrócił się w jej stronę i zawstydzony powiedział:
- Nie… - spojrzał w ziemię. – dostałem pracę. – zerknął jej uwodzicielsko w oczy.
- Jesteś szoferem, tak? – zapytała.
- Nie. – uśmiechnął się Michael. – piosenkarzem.
- Naprawdę? Jedziesz gdzieś? – podeszła bliżej.
- Tak, do Hollywood. – dziewczyna zaniemówiła.
- A co ci się stało w twarz? – zapytała troskliwie.
- A… Mała sprzeczka z bratem. – oboje się zaśmiali. Ta chwila, która trwała zaledwie kilka sekund, zdawała się trwać godzinami!
- Czy to znaczy, że się więcej nie zobaczymy? – smutna Madlene spojrzała w dal.
- Nie wiem… Możliwe.
- Szkoda.
Oboje ucichli. Zupełnie tak, jakby się wstydzili. Nagle Michael wypalił:
- Mogę cię przytulić? Tak na „do widzenia”…
- Tak… - niepewnie przytaknęła dziewczyna. Objęli się mocno i wtulili w siebie.
- Zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym… Przyjaciółką…
- Wiesz… Muszę już iść. – Madlene miała łzy w oczach. Chłopak to dostrzegł, ale nic nie powiedział. I tak nie mógł nic zrobić. Madi zawróciła i wbiegła w swoją furtkę. Mike westchnął.
- Jedziemy! – oświadczył John wychodząc z domu.
- Czemu tak krótko?
- Krótko? Twojej matce samo podpisywanie papierów zajęło 10 minut! Proszę cię…
Wtem zza samochodu wybiegła mała, uradowana pięciolatka i wrzasnęła:
- Michael, to było… Bueeee…
- Ale co? – zapytał Melsorko.
- No bo… - Mike złapał dziecko tak, żeby nie mogło mówić.
- A nic, nic… - z głupim uśmieszkiem wydusił młodzieniec. – A ty, mała, zielona glizdo, nie paplaj tyle, bo ci jęzor urwę. Chłopak puścił Janet.
- No dobra, dobra… - wybełkotała.
- Jeżeli chodzi o kobiety… - wtrącił producent. - …to tam będą 300 razy piękniejsze i bardziej seksowne… A do tego, będziesz miał ich miliony! – to zabrzmiało dla Michael’a jak dziwna przepowiednia. Otworzył drzwiczki samochodu i wsiadł do niego zręcznie i zwinnie, pociągając za sobą Janet. Melsorko wcisnął się ostatni…

* * *


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Korba




Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: kujawsko-pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:53, 26 Paź 2008    Temat postu:

jestem pod wrażeniem!!!! Niezła jesteś Michaelko ... naprawdę Cię podziwiam. Masz niesamowitą fantazję. To jest opowiadanie, które wciąga, ciągnie cię dalej i dalej. Koniecznie musisz je przeczytać. Jeśli tego nie zrobisz będzie się to ciągnąć za tobą by znów wejść na to forum i to przeczytać do końca. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Nieźle piszesz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michaelka111
Administrator



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 415
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:43, 27 Paź 2008    Temat postu:

* * *

- Dzień dobry. – powiedzieli chórem.
- Dzień dobry. – odparł mężczyzna siedzący za ladą. – Czego szukacie? – zapytał.
- Na razie to my się tylko rozglądamy. – zapowiedziała Ann.
- Tak w ogóle to mam na imię Aaron. A wy, dzieciaki?
- Czemu pan się przedstawia? – zadała pytanie Janet.
- Ostatnio widziałem osoby w waszym wieku chyba z… trzy lata temu! A do tego sklepu? Nie przychodzą ludzie tacy, jak wy…
- No… ja jestem Michael.
- A ja Ann.
- Janet.
- No to… chyba jesteście tu nowi. Mam coś dla was. – zakończył i sięgnął po stołek stojący obok niego. Postawił go przy półce i wspiął się na najwyższy poziom. Wyjął z końca stare, zakurzone pudełko i wręczył się zaskoczonej dziewczynie.
- Ale otwórzcie je dopiero w mieszkaniu… - dopowiedział i schował się w innym pomieszczeniu…
- Ciekawe co to. – rozmyślał Mike i skrzywił się nieco.
- Zobaczymy…

* * *
Weszli do domu i usiedli na dywanie, na środku saloniku. Ann chwyciła pokrywę pudła i zwinnie ją zdjęła. Ujrzeli starą, zakurzoną szkatułkę. Była czarna, w kształcie gramofonu. Po drugiej stronie trąbki, znajdował się mały przycisk. Michael popchnął go.
W domu rozległo się lekkie stukanie… Jakby sprzęt był zepsuty. Ale po chwili coś zaczęło trzeszczeć i nagle rozegrała się muzyka. Był to przepiękny dźwięk pianina, do którego dołączyła perkusja i basy. To piosenka Elvisa Presley’a – „Changes”. Powolna i spokojna… Janet była tym wprost zachwycona. Kiedy wszystko ucichło, Ann krzyknęła:
- Janet, zostań w domu, a my z Michael’em gdzieś pobiegniemy.
Ta nawet nie zaprotestowała, bo szczerze mówiąc nie zdążyła.

Wrócili się do sklepu.
- Przepraszam! Aaron! Jesteś tu?
Zza lady wyłonił się nieco pulchny człowiek, właśnie o takim imieniu.
- Wiedziałem, że wrócicie. – odparł pewnie.
- Chciałabym zapytać o tę szkatułkę. Jest rzeczywiście piękna, ale nie mogę pojąć czemu nam ją dajesz…
- Zapamiętajcie. Jeżeli chcecie zacząć zawodowo śpiewać, dla milionów ludzi, musicie to kochać. Za wszelką cenę. A przede wszystkim uwielbiać dawną muzykę, taką jak ta. Bo ludzie, dzisiaj, oczekują powrotów. Więc jeżeli podobała się wam ta melodia, to na pewno wam się uda.
Ann zamyśliła się. Do jej głowy wdarły się słowa, które od razu wypowiedziała:
- To pan dawał też innym to pudełko?
- Tak, ale tylko wy mi go nie zwrócicie. – Michael skrzywił się.
- Jak to? – zapytał.
- Muzyka jest waszym życiem. Niech tak pozostanie. A teraz zmykajcie bo ja mam dziś nie mało roboty…
- Dobrze, do widzenia.
Drzwi trzasnęły z hukiem.
W drodze do mieszkania Ann i Michael byli cicho. Rozmyślali o tym zdarzeniu. Anna zastanawiała się co właściwie chciał przekazać im ten… Aaron, a Mike nie mógł pojąć po co dał im tą szkatułkę… W takim dziwnym nastroju wrócili do bloku.
Słońce powoli zachodziło, a wszędzie panował spokój… Nic się nie działo. Ann myślała „Tak nie może być! Jesteśmy w Hollywood!” W mieszkaniu zapanował półmrok. Dziewczyna siedziała w swoim pokoju na łóżku i po chwili rzuciła głowę na poduszkę, zaciągnęła się kocem i zamknęła oczy…

* * *

Scena… Wielka scena… Wieczór. Gwiazdy na niebie. Tłumy ludzi i krzyki… Ale nie dla jej uszu… Ona. Weszła na scenę. Spokojnie. Nawet z lekkim uśmiechem. Ustała na środku oświetlonej sceny. Wtem zaczęły się pierwsze takty energicznej piosenki. Dziewczyna pełna wigoru, zaczęła skakać po platformie i śpiewać, nawet się przy tym nie męcząc. Publiczność szalała, lecz nagle wszystko ucichło. W oddali pogrywało pianino… Ann szepnęła przez mikrofon:
- Łączcie się. Złapcie się za ręce i zapalcie zapalniczki.
Ludzie posłuchali. Ann aż nie dowierzała. Łzy kręciły się jej w oczach. Czuła taką radość, jaką można porównać do narodzin dziecka…
- Spójrzcie czego dokonaliście… Odkryliście coś niepojętnego. Każdy jest taki sam…

* * *
- Ann!!! Wstań! Melsorko dzwoni!
- Co? Odebrać! – szybko poderwała się z kanapy. Wylądowała na chropowatym dywanie i panelach.
- Spokojnie… Mike jest przy telefonie. – oznajmiła Janet.
Ann podniosła się z ziemi i podbiegła do chłopaka stojącego w progu.
- Daj mi na chwilę słuchawkę… - błagała półgłosem. Michael tylko się zaśmiał i złapał ją za ramię nie pozwalając się jej przysunąć bliżej.
- No… Mi.. Weź… Puś… - wyrywała się przez chwilę z wielkim uśmiechem na twarzy, ale chłopak nagle odezwał się do John’a:
- Dobrze, to dam panu moją współlokatorkę. – Oderwał ucho od słuchawki i podał ją dziewczynie.
- Witam. Tak? Ale to kiedy? – Ann zaczynała mówić coraz bardziej drgającym głosem. – Ehm… Dobrze. Na razie.
- I co? – zapytał Mike.
- Mamy nagranie!!! Tego samego dnia! W tej samej wytwórni, ale w innym studiu… Dajesz wiarę?! – wszyscy zaczęli skakać po domu. Ann wpadła w ramiona chłopaka, a ten nagle się ocknął. Spojrzał jej w oczy i na chwilę przestał wirować cały świat. Dotknął delikatnie jej dłoni i wtem oboje zawstydzeni odsunęli się od siebie.
- Przepraszam… - wybełkotał.
- Nie, to ja przepraszam.
Znowu spojrzeli na siebie, ale zamiast zmieszania na ich twarzach pojawiła się nieopisana radość.
- A kiedy to? – spytał.
- Jutro. O 6:00 w studiu.
- Wspaniale. – oznajmił młodzieniec, po czym chwycił za telefon i wykręcił numer.
- Mama? Jutro mam pierwsze nagranie! Wierzysz? Tak, tak… Przyślę. Papa.
- Dzwoniłeś do mamy? – wyrwała się mała.
- Tak, ale nie miała czasu rozmawiać.
- Aha…
- Dobrze, radzę wam szybko się kąpać i wskakiwać do łóżek. Jutr o 6:00 nagranie.
- No… To w takim razie… Do jutra. - pożegnał się chłopak. Popatrzył jeszcze chwilę na Agnes, która brała z szafki ręczniki.
- No cześć. – Ann przeszła pospiesznie do łazienki.

Rankiem, gdy Michael tylko wstał, od razu pobiegł do pokoju dziewczyny w nadziei, że ją obudzi. Okazało się, że jest ona już całkowicie przygotowana. Mike zaskoczony rzekł:
- Nie obudziłaś mnie?
- Budziłam.
- Jak to.
- No budziłam, a ty nic, więc…
- Przepraszam. – wydukał chłopak.
- Widzę, że jeszcze nie ubrany. Szybko! Wiesz, że samochód podjeżdża o 5:30?
- A jest która?
- 5:18.
- No pięknie! – Michael zaczął gonić po domu w poszukiwaniu odzieży i kosmetyków. – No to się wkopałem! – krzyknął przebiegając obok Ann.
- Spiesz się! – popędzała go.
- A Janet? – zapytał.
-No… ona zostaje.
- Sama?
- Nie… Z Olą.
- A Ola to kto?!
- Sąsiadka. – zakomunikowała. – Chodź! – pociągnęła Michael’a za rękaw i oboje parsknęli śmiechem. – Musimy już schodzić na dół.
- Tylko włożę spodnie! Przecież w piżamie nie pojadę! – popędził do pokoju.
Chwilę potem pojawił się w przejściu do salonu i zagaił:
- No to idziemy. – skierował swe kroki w stronę drzwi. Ann ruszyła za nim. Wyszli.


- Gdzie on jest? – zaniepokoiła się dziewczyna, stojąc jedną nogą na ulicy, przed hotelem.
Był jeszcze ciemno, ponieważ budynki przysłaniały cały wschód słońca. Lampy i billboardy raziły różnokolorowymi lampkami.
Michael nagle zauważył czarny samochód podjeżdżający pod blok.
- Ann, to chyba on. Tam. Chodź. – wskazał palcem.
- No… - westchnęła z ulgą.
Podeszli bliżej. Szyba się odsunęła i jakiś nadęty gość warknął:
- Rozumiem, że to wy jesteście ci nowi. Jak…? – sięgnął do kieszeni i wyjął mały skrawek papieru. Przeczytał z niego:
- Michael Jackson i Ann (nazwiska nie podam bo jest trudne). Anna była oburzona.
- Tak zgadza się. – zachichotał chłopak. Spojrzał na Ann i złapał ją za rękę. – Hej, spójrz. – zachęcił.
Ann na moment przystała. Skierowała wzrok na Mike’a.
- Nie przejmuj się. Wymyślimy ci jakiś pseudonim. Dobrze? – powiedział miło i troskliwie.
- Dobrze. – wsiadła.

* * *

- Jesteśmy na miejscu! – krzyknął kierowca. Michael wyjrzał przez szybę, a wiatr przyjemnie muskał mu usta.
Stanęli.
- Wysiadać.
Tak też zrobili. Ujrzeli przed sobą mały, ale za to bardzo zadbany dom. Chłopak był zaskoczony. Lecz nie miał zamiaru mieć pretensji, bo dobrze wiedział, że wszyscy zaczynają od czegoś takiego. W mgnieniu oka znaleźli się w środku.
Brązowe ściany, brązowa podłoga, brązowe meble, brązowe… instrumenty! Mike, gdy tylko je zobaczył, aż podskoczył z radości i podekscytowania. Podszedł do pianina. Zamknął oczy i wyobraził sobie, jak gra na nim, śpiewając do mikrofonu, na ogromnej scenie operowej. Wielka publiczność i ogrom miejsca do popisu. Jego „sny” przerwał lekko skrzeczący głos Melsorka.
- Skoro już jesteście, to zaczynamy. Chcecie nagrywać razem, czy osobno?
Nastała niepokojąca cisza. Nikt nikomu nie chciał sprawić przykrości. Nagle John się wtrącił:
- Na razie radziłbym osobno. Słuchacze nie przepadają za tego typu duetami. Wiecie, o co biega… Ciągła miłość i miłość… To już przeżytek.
- Racja. – potwierdziła Ann.
- Dobra, to kto pierwszy? – zapytał. – Tylko pamiętajcie, że w show biznesie trzeba być konsekwentnym i stanowczym.
- Ja. – powiedziała pewnym tonem dziewczyna.
Michael był pod wrażeniem. Postanowił pomóc Ann w nagraniu.
- Hmm… Ale, zaraz… Żeby śpiewać i wysłać ten singiel do wytwórni, najpierw musisz mi powiedzieć ja będziesz się nazywać. Tzn. jaki będzie twój pseudonim sceniczny. Bo chyba takim nazwiskiem to chyba nie chcesz…
- Chwila… Chcę być postrzegana jako twarda dziewczyna, ale bez żadnych kobiecych wdzięków. Będę chodzić w marynarkach i spodniach zamiast sukienek i czarny kapelusz zamiast opaski. Będę tańczyć electric boogie i robot style zamiast baletu. Tak mniej więcej mam zostać zauważona.
- To będzie trudne… Ludzie pragną teraz kobiet noszących wysokie obcasy i figurę Marlin Monroe.
- Ale ja sprawię, że polubią mój styl i muzykę. Przynajmniej się postaram.
- Świetnie. To jaka będzie twoja ksywka?
- A.G.
- Boska! Wspaniała do wymówienia. I taka wszechstronna. Dobra. Idź za panel i zaśpiewaj coś do mikrofonu. Wymyśl sobie w głowie pierwszą zwrotkę i refren.
- Ehm.
Poszła za szkło. Nałożyła słuchawki na uszy. Wtem jakiś facet z grupki pomocników przy dźwięku znalazł się tuż obok niej i wręczył jej kapelusz.
- Dam ci radę. Wczuj się w to. Zrób z tym to co ci podpowie serce… - odszedł.
Ann włożyła nakrycie na głowę i zasłoniła nim oczy. Tak, by pozostać tajemnicą. Przypomniała sobie słowa: „…ludzie dzisiaj oczekują powrotów.” Postanowiła trzymać się tego i obrać to sobie za życiowe motto.
Nagle Michael zaskoczony taką postawą koleżanki poszedł za nią i oparł się o futrynę. Zapytał jednym tchem:
- Jaki będzie tytuł?? – na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Keep the faith. Motyw – lata 80.
Mike speszony i zarumieniony spuścił wzrok.
- Nagrywaj. – spojrzał na nią pełnymi zachwytu oczami.
Zapadła cisza. John przekręcił na ogromnym panelu wielki czerwony guzik i skinął palcem, żeby zaczęła śpiewać. Rozległo się rytmiczne stukanie butem o podłogę. Wtem padły pierwsze słowa piosenki. Wszystkim przeszły po plecach niewyobrażalne ciarki po całym ciele. Każdy, bez wyjątku wpatrywał się w nią ponad 4 minuty. Tak naprawdę miała ona zaśpiewać tylko zwrotkę i refren, a od razu ułożyła cały tekst. I nawet zapamiętała melodię… Poruszała ustami tak zmysłowo, że Michael poczuł dziwne ciepło w środku swoich płuc. Jego oczy były wlepione w jej zakrytą twarz i kobiecą sylwetkę, która, jak potem zdał sobie sprawę, bardzo go pociągała… Jego oddech stawał się coraz szybszy i gorętszy, a w źrenicach palił się żar pożądania… Tak działała na niego kiedy śpiewała. To dziwne… Czuł coś podobnego wtedy, w kawiarni… „Nie… To nie może się stać… Ja będę z nią rywalizował..”. Nagle otrząsnął się z tego podniecenia i ujrzał dziewczynę wychodzącą z zamkniętego pomieszczenia.
- Teraz wystarczy tylko nałożyć linię melodyczną na Twoją wizję. To było cudowne. Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś miał taki talent. – jęknął cos z pod swych wąsów Melsorko.
- Dzię… - zanim dokończyła, przerwał jej miły i kojący głos chłopaka:
- To było lepsze od największych przebojów Jamesa Browna. Niesamowicie… - musnął ją lekko po ramieniu. Ann zawstydzona, odważyła się, zdjęła kapelusz i podniosła głowę ku wielkim, czarnym i uwodzicielskim oczom Michaela.
- Ten komplement wiele dla mnie znaczy Mike. – niepewnym tonem podziękowała chłopakowi. Ten się odwrócił do szklanej szyby i zamknął oczy. Starał się obniżyć tę burzę emocji jaka w nim panowała. Zacisnął mocno pięści i zęby. Ale to na nic. Powoli zatracał się w tym mocniej i mocniej… Myślał : „Ja nie mogę się przy niej skupić… Co dopiero pracować…” Założył lotnicze okulary na nos, żeby nie było można ujrzeć, że cały czas patrzy na A.G. Oparł się o ścianę i rzekł:
- John, uważam, że mogę już zacząć.
- Doprawdy? Mike! Byłeś taki nieśmiały, a teraz jesteś pełen wigoru i seksapilu… No… I zachowujesz się inaczej…
Chociaż młodzi stali po przeciwnych stronach pomieszczenia, dało się wyczuć panującą w powietrzu aurę… Taki żar. Pewnego rodzaju falę, która przepływała przez ciała obojgu i nie dawała im spokoju. Ann zaczęła czuć pewien dyskomfort i usiadła obok Melsorka.
- Idź. – zagaił.
- Już?? – dotknął swoich kręconych, świecących niczym w blasku księżyca włosów.
- Tak. – stanowczo przytaknął.
Młodzieniec ustał przy ogromnym mikrofonie i wydusił z siebie dziwny dźwięk przypominający pisk.
- Co to miało być? – podskoczył John.
- Jeden z moich nowych scenicznych trików. – zaśmiał się pod nosem.
- A Twoja piosenka jaki będzie miała tytuł? – cichutko spytała przez głośnik.
- Hmmm… Rock with you.
Taki tytuł przyszedł mu do głowy zaraz po tym, jak dziko narosła w nim rozkosz i pożądanie, lecz wiedział, że musi się opanować i zrelaksować się. Postanowił „płynąć” w swoich refrenach, kierując się właśnie tym uczuciem, dzięki któremu zdawało mu się, że unosi się nad skorupą ziemską i leci coraz wyżej i wyżej. Gdy już zaczął zwrotkę i przechodził do refrenu, spojrzał przed siebie. Zobaczył Ann, siedzącą, a właściwie leżącą na krześle tuż obok producenta i zdał sobie sprawę, że ją też dopadło to piękne i wielkie, gorące i zapierające dech w piersiach pragnienie. Pragnienie bliskości. Pragnienie… Pożądanie… Ona płynęła razem z nim i on doskonale o tym wiedział. Zatracała się w jego zmysłach i przypominała sobie stale ten czuły i przyjemny dotyk. Michael obiecał sobie, że kiedy skończą nagranie singli i wrócą do domu, do niczego nie dojdzie. Chciał jeszcze przez kilka tygodni bliżej ją poznać. A potem dopiero… przytulić. W głowie i tak mimo tych zastrzeżeń, cały czas wierciło się to samo… A nawet się ciągle nasilało.
Skończył. Odetchnął z ulgą i otarł z czoła pot. Z wielką przyjemnością śpiewał ten kawałek i widać było, że Melsorko tryskał z radości, bo te nagrania były zdecydowanie nie do pobicia.
- Dziękuję wam za tę przemiłą atmosferę i talent jakim dzielicie się nawzajem.
- Ja również dziękuję. – chórem odpowiedzieli.
Kilka chwil później znaleźli się na chodniku a ogromna limuzyna zawiozła ich z powrotem pod hotel.
- Ola! – Ann wbiegła jak opętana do środka mieszkania. Zdjęła buty i weszła dalej przez mały hall.
- Wiesz… - zamyśliła się. – Chyba nie ma naszej Janet.
- Nasza księżniczka wyszła pewnie na spacer. – uśmiechnął się Mike zdejmując wielkie szkła z nosa. Ann nie mogła się powstrzymać i zerknęła na pełnego obaw młodzieńca. Wpatrywał się bez celu przez okno i wodził oczami po budynkach. Ani się obejrzeli, a już dochodziła 17:00!
- Co się stało, Michael? – zagaiła prawie szeptem A.G. Chłopak zamknął powieki i powiedział drgającym głosikiem:
- Nie mów… Nie mów takim tonem, bo doprowadzasz mnie tym do szału… Do stanów, w których wcześniej nie byłem… Zwykłe wypowiedziane przez Ciebie słowo jest dla mnie jak… jakaś… słodycz… Ja nie umiem się skupić przy Tobie…
Dziewczyna wlepiła swój załzawiony wzrok w purpurową sofę, po chwili na nią siupnęła.
- Ale co ja robię nie tak?? – z nerwów zaczęły drętwieć jej ręce. Mike zacisnął jeszcze mocniej powieki po czym kompletnie otworzył oczy. Zupełnie wryty i zaskoczony, zaczął stawać się pełen bólu. Bólu, który ciągle mieszał się z tym ogromnym pożądaniem. Pragnął zaspokoić tę potrzebę i nawet wiedział, że tą jedyną miałaby być tylko i wyłącznie ONA. Nikt inny. Nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Choć był z nią dopiero od dwóch dni, to nigdy nie spotkał osoby, która miałaby to wszystko czego oczekiwał w płci przeciwnej. Była jego ideałem… Marzeniem…
Podbiegł do niej szybko. Nie chciał doprowadzić jej do stanu rozpaczy. Zwłaszcza jej. Zaczął żałować, że coś takiego wypłynęło z jego pełnych i różowych ust. Przykucnął. Ann schowała twarz w dłoniach. Teraz zastanawiała się jak to w ogóle możliwe… Czyżby po tak krótkim czasie się w niej zakochał? Tak naprawdę to już sama nie wiedziała co ma mówić ani co ma myśleć. Zostało jej tylko jedno… słuchać co ma do powiedzenia Mike.
Ten delikatnie położył na jej głowie swą gładką dłoń i zbliżył głowę do jej ucha. Szepnął:
- Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało… Ja porostu… Wiesz… Ja… no… - błąkał się w swojej wypowiedzi. – Ty działasz na mnie jak nikt inny i nie chcę, żeby stało się pochopnie coś, na co czekam całe życie. Ja… chcę żeby ta chwila była magiczna, tak samo jak jezioro, które odbija od swej toni żywy księżyc… - gładził ją po policzku. – To niewytłumaczalne, ale wspaniałe.
Ann odsłoniła czerwone od płaczu źrenice. Wielkie łzy spływały po nieskazitelnych rysach jej cudownej twarzyczki. Nigdy nie słyszała takich słów od tak pięknego chłopaka. Michael spojrzał na nią z wielką odpowiedzialnością, ale ona to widziała, że trudno było mu się powstrzymać przed pocałunkiem. Zdawało się jakby powoli przysuwał się do dziewczyny, a cały świat zawirował. Lecz w ostatniej chwili musnął ją w policzek. Ann wstała.
- Przepraszam za to… - rozległo się pukanie do drzwi. – Otworzysz? Nie chcę żeby ktokolwiek widział mnie w takim stanie…
Mike posłusznie podbiegł i otworzył zamek.
- Michael!!! – wydarła się mała Janet, pół przytomna.
- Jestem Ola. – przedstawiła się pełna gracji i wdzięku.
- Mike. – odparł jej tym samym.
- Gdybyście czegoś potrzebowali, to ja jestem pod siódemką na dole.
- Dobrze. – do pogrążonego w myślach młodzieńca już kompletnie nic nie docierało. Stał tak i patrzył na schody wijące się cały czas ku górze.
- To ja lecę. – Ola zabrała czarną torebkę spod drzwi i uciekła prędko na pierwsze piętro. Chłopak wrócił do salonu i zapowiedział głośno:
- Jeżeli mała Janet nie pójdzie teraz spać, to jej brat zje jej ulubione chrupki! – strzelił śnieżnobiały uśmiech.
- Aaaaaaaa! – wydarła się istotka i pędem pobiegła do sąsiedniego pokoju. Wyjrzała jeszcze na chwilę i cichutko spytała:
- A mogę buzi?? – słodko spojrzała na A.G.
- Co? Ja?
- Tak. – kiwnęła głową.
Ann podeszła powoli i ucałowała Jan w czoło najmocniej jak potrafiła. Michael zrobił dokładnie to samo.
Minęło kilka dobrych godzin w niepokojącej i zawstydzającej ciszy, pełnej gniewu, pożądania, smutku i pragnienia. Choć oboje byli w innych miejscach domu ich myśli zlewały się w to samo: „To nie tak miało być”, „Ile bym dał, żeby cofnąć czas”… Zapadł całkowity zmrok. Zbliżała się 23:00. Ann wyszła z łazienki cała mokra. Brała prysznic. Ubrana w luźny T-shirt i spodnie powędrowała do swojego łóżka. Zgasiła światło i słyszała przez ścianę grający telewizor. Starała się nie myśleć o tym wszystkim. Wreszcie zasnęła.
Michael nadal leżał na sofie przy włączonym ekranie, ale nie był nim zainteresowany. Oglądał lekkie rozstępy na suficie, liczył obrazy, napawał się ich pięknem… Byleby tylko mu coś teraz nie strzeliło do głowy. Chciał zająć się czymkolwiek. Usnął…

* * *

A.G. poczuła dziwne kłucie w ramieniu. Przebudziła się. Spojrzała na zegarek : 2:57.
Pięknie. Naprawdę cudownie. Położyła się i przykryła kołdrą do połowy. Usłyszała ciche pukanie do drzwi. Ocknęła się i po chwili ujrzała Michaela siadającego tuż obok niej. Przez okno wpadał ten sam blask o jakim mówił.
- Ja… Cię przepraszam… - dotknął jej dłoni i przystawił do swojego serca. – To miejsce jest zarezerwowane tylko dla jednej osoby… Dla Ciebie…
Nachylił się nad nią powoli i zanim zdążyła coś powiedzieć, połączył ich gorący pocałunek. Mike czule gładził ją po szyi, a ona czuła jak krew pulsuje mu w żyłach. Jego pragnienie przeszywało jej skórę na wskroś. Parzył ją, ale ona nawet się nie opierała. Kochała go tak samo jak on ją. Wtem ręka chłopaka zaczęła wędrować ku płaskiemu brzuchowi dziewczyny. Ann przeraziła się i odruchowo odepchnęła Michaela.
- Jezu, przepraszam… - upadł na ziemię. Mocno ścisnął swoje kolana i wyszeptał:
- Ja… nie wiedziałem co robić… Po prostu…
- Michael, to ja przepraszam… - podparła się o ścianę.
- Co? – zapłakany rzucił w jej stronę. Szlochał bardzo rzewnie, ale ponieważ była to chwila prawdy odwrócił się w jej stronę.
- No… Odepchnęłam Cię… Ale ja Cię kocham… - spojrzała na czarne jak heban niebo.
Zapadła cisza. Michael podniósł się z podłogi i nachylił się po raz drugi nad łóżkiem Ann. Ucałował ją najdelikatniej jak tylko potrafił w czoło i powiedział:
- Przepraszam, że nie byłem wrażliwy, tylko zachowałem się jak zwierzę… - już łapał za klamkę, ale w ostatniej chwili Ann zatrzymała go:
- To był najwrażliwszy i najczulszy pocałunek. – rzuciła się na poduszkę. Chłopak jeszcze chwilę stał obok i wyszedł.
„Jezu… Jeszcze moment i doszłoby do tego… Jestem okropny” – Kilka łez spadło na panele. Mike usiadł na dywanie. Myślał…

* * *

Rano rozległ się dźwięk telefonu. A.G. jak oparzona wbiegła do salonu i podniosła słuchawkę.
- Tak? – nieco zaspana kontynuowała rozmowę.
- Dzień dobry. Jestem Qincy Jones. – przedstawił się nieznajomy.
- Witam… W czym mogę pomóc?
- Rozmawiałem z Johnem Melsorkiem. – Annie zaczęła drgać ręka. Z podekscytowania.
- Tak. I?
- No… Pokazał mi wasze… To znaczy Michaela Jacksona i A.G. single. Mam przyjemność z A.G.? – miło zapytał.
- Tak, tak. – uśmiechnęła się do siebie.
- Więc, doszedłem do pewnych wniosków. Jeżeli ma pani chwilę, aby się ze mną spotkać, przedyskutować parę szczegółów, podpisać kontrakt… - dziewczynę wryło.
- Pod… pod… podpisać? Kontrakt?
- Tak – zaśmiał się Qincy.
- No oczywiście! Ale kiedy i gdzie??
- Porozmawiaj z Michaelem i dajcie mi znać. Mój numer 7839920… - zanim dokończył, ta mu przerwała i z trudem wymówiła słowa:
- Nam to bez różnicy. Proszę podać miejsce i czas.
Jones zamarł. Jeszcze nikt nigdy mu nie przerwał. Ale spodobało mu się to. Wiedział z kim ma do czynienia.
- To w takim razie… 13:00 na dole waszego hotelu. Przy recepcji, dobrze??
- Tak! Świetnie! Ale jak pana rozpoznam?
- To proste. Gruby, czarny facet w swetrze. – zażartował.
- Wspaniale. Dziękuję.
- Cześć.
Ann nerwowo odłożyła słuchawkę. Podbiegła do Mike’a, który jeszcze smacznie spał i dotknęła jego czoła. Wydawało jej się rozpalone, więc poszła do kuchni przygotować coś na wzmocnienie. Kiedy znalazła się już w kuchni przyozdobionej najróżniejszymi, sztucznymi kwiatami i obrazami, wyjęła szklankę i proszek z szafki. Wlała wodę, kiedy nagle za jej plecami ustał młodzieniec.
- Wszystko słyszałem… Tylko nie chciałem Ci mówić. Chciałem zobaczyć co zrobisz… - uśmiechnął się do niej.
- Tak?? Skąd ten uśmiech na Twojej twarzy?? Nie gniewasz się??
- Na Ciebie? Nie… - przyjacielsko odpowiedział.
- Dziękuję. – podała mu szklankę.
- Nie trzeba. Kto dzwonił?
- Przedstawił się jako Qincy Jones. – Ann usiadła i kontynuowała. – Mówił, że polecił mu nas Melsorko. Odsłuchał single i spodobaliśmy się! – wrzasnęła.
- Nie wierzę… - odwrócił się do tyłu.
- W co?
- W to wszystko… To zupełnie jak bajka… Jeszcze nigdy nic mi się tak nie udawało.
- Tak? Zupełnie jak mi… - zamyśliła się.
- I jeszcze nigdy nie poznałem nikogo takiego jak Ty… Nigdy. – podparł się o stół.
Dziewczyna zaniemówiła. Poniosła się z brązowego siedzenia i podeszła do chłopaka. Ustała naprzeciwko niego i zapatrzyła mu się głęboko w oczy.
- A ja chce Ci powiedzieć… - wydusiła. – że świetnie całujesz. – uśmiechnęła się.
Michael’owi wróciła chęć do zabawy, gdy ujrzał na twarzy Ann taki promienny uśmiech. Myślał, że na śmierć się na niego obraziła za te głupie słowa, jakie wczoraj wypowiedział.
- Nie zamartwiaj się mną. – zagaiła. – Sądzę, że powinieneś się przejmować nowym kontraktem.
- Kontraktem?! – krzyknął.
- Ciii!!! Mała śpi!
Ten tylko wyszczerzył swe białe zęby. Złapał Ann bardzo delikatnie za biodra i przysunął się do niej. Chyba przez wieczność wpatrywał się w jej ogromne, zielone oczy. Ona nie wiedziała zrobić. Stała zahipnotyzowana. Czekała na jego ruch. Jego ciemna, mleczno - czekoladowa skóra działała na nią niesamowicie. Kręcone, czarne, krótkie włosy ciągle świeciły i były gładkie jak jedwab. Miała tym razem nadzieję, że on ją pocałuje. Zrozumiała w końcu, że Michael właśnie jest jej przeznaczeniem. Wtem ugasił jej pragnienie.
Zatopił swe wargi w jej karmelowych ustach, kąsał i pieścił… Czuła, jak on uśmiecha się, choć miała zamknięte powieki. Ale to było wszystko. Więcej teraz nie chciała. Oderwał się od niej z trudem i rzekł szeptem:
- Wiem, że Cię zdobędę. – cmoknął ją szybko jeszcze raz.
Ta ze śmiechu opuściła głowę.
- Wiem… Już prawie mnie masz… - powiedziała zalotnie po czym umknęła do pokoju.
- Ann! Nie uciekaj! – poszedł za nią pewnym krokiem.
- No co ty. Idę się przygotować na nasze spotkanie. – oznajmiła.
- Aha… No chyba, że tak. – dopowiedział Michael. - I mam dla Ciebie propozycję… - zawstydził się.
- Hmm… Co to za propozycja? – zamyśliła się.
- Nie… Źle się wyraziłem. Nie propozycja.
- A więc? – ustała bez ruchu przy stoliku.
- Ehm… - Odkałsnął.- no, bo ja chciałbym, żebyś się ze mną umówiła. Na dziś.
Ann zastygła i znieruchomiała.
- Dziękuję… Czuję się wyróżniona, że przyszły gwiazdor sceny zaprasza mnie na randkę. – zagaiła kpiąc z niego.
- Randkę…? Skąd wiedziałaś? Ja mówię poważnie.
Dziewczyna schyliła się do walizki. Ukucnęła i rzekła:
- W takim razie… Dobrze.
- No to… Fajnie! – uradował się chłopak i pełen zapału pobiegł do pokoju zliczyć wszystkie swoje oszczędności na ten wieczór, na który zbierał się już od dłuższego czasu.
Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. Ann z werwą ruszyła z miejsca i ustała pod mosiężnym drewnem. Otworzyła.
- Cześć, zastałam Michaela? – zadrżał cieniutki głos czarnej nastolatki. Była ubrana w spódnicę i gorset, a całe plecy odkryte błogosławieńczo. Wprosiła się i szybko powędrowała do salonu spoglądając z pogardą na Ann.
- No, to gdzie ten Michael?
Ann zamurowało. Nie wiedziała co powiedzieć. Myślała: „Jezu, kto to?”
- Ja już idę po niego. – poinformowała.
- No, więc szybko.
„Nie jestem twoją służącą” – skrzywiła się. Weszła lekko popychając klamkę i szepnęła:
- Mike, ktoś przyszedł do Ciebie…
- Jak to… - wymamrotał.
- No chodź bo ona się spieszy, wielce królowa… - uniosła się.
Chłopak wypełzł niepewnie z pomieszczenia. Gdy ustał naprzeciwko tej „miastowej”, aż przetarł prawe oko.
- Madlene?
Ta podeszła do niego i ucałowała go namiętnie.
- Znalazłam Cię… Myślałam, że to potrwa dłużej. – Zdjęła okulary – No i… Nie mogłam przegapić Twojego wejścia w to… nieco nowe życie. – dodała.
Ann rzuciła się do ucieczki. Chwyciła płaszcz i wybiegła. Drzwi trzasnęły z hukiem.
- Anna! - Michael próbował za nią biec, ale Madlene zatrzymała go i wrzasnęła:
- Hej! Co Ty robisz?! Myślałam, że zostaniesz tu, ze mną… - zaczęła wkładać swą czarną rękę w białej rękawiczce pod T-shirt Mike’a. Chłopak poczuł dziwne, napływające i przeszywające dreszcze. Powoli nachodziły go uczucia pożądania i ekstazy, ale wiedział, że nie może poddać się wprost jej urokowi i dzikiej żądzy. Uwolnił się od jej pieszczot i złapał ją za nadgarstek:
- Madlene… Fakt… Czułem coś do Ciebie, ale ja… Ja już nie… Kocham Ann. I nigdy więcej tego nie rób. A teraz chciałbym, żebyś wyszła. Mam zamiar za nią pobiec. – oznajmił bardzo kulturalnie, ale zimno. Ale nie mógł darować sobie tego, że to właśnie przez Madlene Anna się załamała. Bo to przecież nie było tak! Dziewczyna stała nadal przy nim. Mike wcale nie zamierzał czekać na odpowiedź. Porostu wziął kurtkę i rzucił:
- Nie to nie. Jak chcesz – zostań. Ja biegnę. – tak zrobił. Murzynka nie mogła uwierzyć w to co się stało. Przecież on żywił do niej takie uczucia… Uniosła się dumą i usiadła na kanapie.

* * *

- Ann! – wydarł się chłopak wybiegając z hotelu. Michael miał nadzwyczajnego pecha, ponieważ nie dość, że za godzinę mieli spotkanie z Qincy’m, to jeszcze kropiło tak dosadnie, że zdawało się zaraz rozpadać na dobre. Zrobił się ciemno od chmur, ale Mike nie dawał za wygraną. Biegał po całej dzielnicy. Oślepiały go światła samochodów przeciskające się pomiędzy strumieniami wody. Nagle lunęło. Chłopak złapał jakąś gazetę z parapetu jednego z mieszkań blokowiska i umieścił ją nad swoją głową. Czekał. Stał w tych smugach, które rozmazywały całą ludzką poświatę widniejącą przed jego oczyma. Postanowił pobiec pod najbliższy daszek gdzieś w okolicy. Nagle zza zakrętu wyłoniła się limuzyna. Przejechała obok, do póki nie zapiszczały koła, a ona się nie wróciła. Cofnęła kilka metrów, a z niej wysiadł niezbyt elegancko ubrany pan. Podbiegł szybko do Michaela, i wyciągnął do niego dłoń. Ten kompletnie nie wiedział jak ma się zachować. Ale z grzeczności odwzajemnił gest. Facet nic nie mówiąc pociągnął go za sobą i wpakował do samochodu. Cały mokry Mike usadowił się przy samym oknie.
- Michael! Wycieraj się! Nie możesz się przeziębić do nagrania! Masz je w sobotę! – rzekł podając młodzieńcowi ręcznik.
- Dziękuję, ale… Mogę wiedzieć kim pan jest?
- Ohhh… Jak zwykle zapominam się przedstawić. Qincy Jones. – uśmiechnął się szczerze.
- A! To pan.
- No jakby nie zauważyć.
- Tak jestem Michael Jackson.
- Ej kolego! Czemu chodzisz w taką ulewę po mieście! Normalny Amerykanin siedzi posłusznie przed telewizorem oglądając Nina Poster Show! – zaśmiał się ponownie.
- Hehe… Ale ja szukam kogoś… - mina nieco mu zrzędła. Posmutniał. Pobladł.
- Co się stało chłopcze… - martwił się Jones. – Prawdziwy muzyk z taka miną i samopoczuciem raczej nic nie zdziała. – pogładził go przyjacielsko po plecach.
- Przepraszam… Mógłby pan mnie zawieść pod mój hotel? – zawiedziony Mike porosił o przysługę.
- Tak, oczywiście.
- Dziękuję.
W ciągu kilku następnych minut chłopak wracał do domu pełen nienawiści do siebie i tego co zrobił. Nie wiedział kompletnie jak wytłumaczy to JEJ – Ann.
- Jesteśmy Michael. – puknął go w ramię.
Otrząsnął się i bez słowa wypełzł z limuzyny. W mgnieniu oka znalazł się pod drzwiami swojego mieszkania. Wszedł. Zobaczył porozrzucane ubrania, zdewastowany salon i pokój Ann. Nie wiedział co się stało. Bił się sam z własnymi myślami. Rozpłakał się. Upadł na kolana i nagle zauważył pewną kartkę. Podniósł ją z ziemi i przeczytał:
„ Jesteś skończonym idiotą!
Powinnam zrobić Ci jeszcze więcej, ale mam swój honor.
Poczekaj jeszcze trochę i…
Się zabiję! Jeżeli nie wrócisz!

Madlene”

Czytając te słowa, Mike kompletnie postradał zmysły. Zrobiło mu się czarno przed oczyma. Zasłabł. Stracił przytomność.

* * *

Melskorko wpadł pospiesznie do mieszkania. Była 5:00 nad ranem. Szybko znalazł się w zabałaganionym salonie. Jego wzrok od razu przykuło półmartwe, leżące, bezbronne ciało młodzieńca.
- Michael! Wstawaj! - krzyknął mężczyzna podbiegając do nieprzytomnego chłopaka. Ten leniwie otworzył powieki, a w myślach nagle pojawiły się obrazy z "tamtego" zdarzenia.
- Gdzie Ann... - wymamrotał.
- Spo...- znim John dokończył Michael wydarł się w niebogłosy:
- Gdzie! - oparł się na rękach.
Melsorko szybkm gestem kazał mu się uciszyc i posałuchac. Tak zrobił.
- Ann jest w studiu Motown. Quicy zobaczył ją na ulicy i zabał ze sobą. Nie chciała wracac do domu. Była cała przemoknięta. A swoją drogą... Coś się między wami wydarzyło?
Zapadła nieoczekiwana cisza.
- Aha rozumiem... - dodał producent. - Wstawaj. - ponaglił po raz drugi.
- Tak, już... - załamującym się głosem, Michael próbował ukryc to, że jeszcze chwila i wybuchnie płaczem.
- Kolego!!! Czekamy na Ciebie!
Mike wstał, otrzepał się, po czym dostrzegł tę białą kartkę leżącą tuż pod jego stopami. Schylił się, chwycił ją i pospiesznie włożył do lewej kieszeni.
- Weź swój płaszcz i wychodzimy. Zimno na dworzu. - warknął Melsorko, podając chłopakowi czarne odzienie. Próbował się odwrócic, ale przeszkadzała mu szafka wywrócona na środek pomieszczenia.
- Weź chłopie to posprzątaj w końcu.
Wyszli..

* * *

Przed wejściem do budynku szalał wiatr. mike dziwił sie sam sobie:
- Czemu to już od tygodnia nie oglądam pogody? Byc może dlatego, że ciągle coś się dzieje, a ja ostatnio nie mam ochoty spojrzec na szklany ekran. I dobrze. Choc raz zajmę się czymś innym niż zamartwianie się jaka będzie pogoda tego, czy innego dnia. Muszę teraz wszystko poukładac.
W studiu siedzieli prawie wszyscy. Gdy Jackson przekroczył próg, ujrzał przed sobą zamyśonego Quinc'ego, Rod'a Temptationa szukającego odpowiednich brzmień na konsolecie, Melsorka, który właśnie rozsiadał się na skórzanej kanapie i... Ann... Przygnębiona stała za szybą, przy mikrofonie.
- Masz swoją zgóbę! - zakomunikował John Jonesa, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Quincy pełen nadziei skerował swój wzrok w stronę Mike'a. Uradwany poderwał się z krzesełka i rzekł:
- Ohhh... Jak dobrze... Jesteś. Narobiłeś mi strachu. Więcej tak nie rób. Podpisujesz dziś kontrakt.
Nagle w oczach młodzieńca zabłysły dziecinne iskierki. Nie mógł uwierzyc w to wszystko, ale gdy tylko znowu popatrzył na Ann, całe marzenia zniknęły za obłokiem. Ona była dla niego szalenie ważna. Przestało się liczyc zupełnie całe jego życie. Z rozważnych przemyśleń wytrącił go Rod. Krzyknął do Anny:
- Hej! Chodź tu! Posłuchaj co dla Was mam! - Ann posłusznie ustała obok Temtationa.
- Najpierw Ty Michael. Twój tekst. Zobacz co wykombinowaliśmy z podkładem. Dzisiaj rzadko kto posługuje się takimi nowościami!
Włączyli. Rzeczywiście. Melodia oszałamiająca. Wydawałoby się, że Mike płynął w swoich chourusach. Zaupełnie jakby namawiał nieśiałą dziweczynę do delikatnego tańca. Tak się zasłuchał, że ani się obejrzał kiedy utwór dobiegł końca. Rozbrzmiały oklaski.
- To będzie hit! - przepowiedział dumnie Quincy.
- Tak! Tak! - Tylko Ann stała cicho. Bolało ją, że Mike ją tak potraktował... Przecież ją pocałował... A potem... Ile by dała, by o przytulic... Ale ona była z tych innych dziewczyn... Wrażliwych i zamkniętych w sobie. Próbowała omijac rzucane przez Michaela spojrzenia, ale to na nic. Ich oczy łączyły się co i raz na kilka chwil.
- Czas na Twój wysiłek Anno. - Ta tylko pokręciła głową.
- A więc... słucham. - Quincy rzucił do dziewczyny. Rod uruchomił jeden z przełączników w wtem wszyscy usłyszeli piękny i rześki głos Ann.
- Niesamowity głos... - szeptał Melsorko.
Osłupiały Michael nie mógł uwierzyc własnym uszom, że podkład tak uarwił tę piosenkę... To było dopiero coś... Tempation wbił swój zamyślony wzrok w piosenkarkę i z zapałem czekał na ocenę Jones'a. Nagle Q kazał przerwac utwór. John podbiegł do palety i wyłączył sprzęt. Wszyscy oddali głos królowi dzisiejszego rynku muzycznego. Pan Quincy rzekł:
- Czegoś tu... Czegoś tu brakuje... - wszystkim zrzędły miny. "Jak to?!" myśleli.
- Niestety Ann. Ale nad Twoim nagraniem będę musiał się dłużej zastanowic.
Michael nagle wtrącił:
- Panie Jones... Przepraszam, ale to według mnie jeden z najlepszych kawałków jakich słyszałem... - próbował ratowac sytuację.
- Mike... Widzisz... Takich piosenek jak ma Anna jest tysiące, tyle, że w innej aranżacji. A Twoja jest... tylko jedna. Twoja przekracza wszelkie możliwości, a Twój głos... brzmi jak młodego boga. Jej brakuje wiele. - odwrócił się do Rod'a z uśmieszkiem.
- A może to wina pańskiego podkładu?! - odparsknął złośliwie. Miał łzy w oczach. Był zły, że nie umi obronic Anny.
- Chłopcze... Nie musisz się tak bulwersowac. Nie przejmuj się innymi, jeśli chcesz coś osiągnąc.
- Chcę coś osiągnąc, ale nie kosztem innych! - krzyknął Michael. Jego brązowa skóra poczerwieniała.
- Kosztem jakich innych! - zaśmiał się Temptation. - Podpisujesz dziś kontrakt. Pierwszym warunkiem, aki musisz w nim spełnic, by piąc się dalej, musisz sprzedac 12 milionów kopii piosenki "Rock with you" przez pierwsze dwa tygodnie. Dzięki radiu to może się udac... Mam nadzieję że proste? - dodał.
- Tak.. Postaram się... - spuścił głowę.
- Chodź. Podpisz tu. Z rodzicami załatwię spawę sam. - burknął.
Wtem wszyscy usłyszeli trzask drzwi. Rozejrzeli się w około i... tak, nie było Anny.
- No podpisz... - wyrwał się Q.
Michael popatrzył z pogardą na kolegów po czym wyrwał:
- Jak możecie... Niedługo wracam. - wybiegł za dziewczyną.

* * *

- Ann! - zawołał od razu po wyjściu z budynku. Przed oczyma malował mu się ponury obraz. Wszędzie mżawiło. Mgła była niedozniesienia.
Krople spadały na czerwone i zapłakane oczy chłopaka. Wtem dostrzeł jakąś postac po drugiej stronie ulicy siedzącą na ławce. Postanowił podejśc. Mijał obojętnych ludzi, aż wreszcie znalazł się tuż obok drewnianego siedzenia.
- Anna... - ledwo wydusił. Łzy spywały mu do gardła. Myślał teraz o bardzo ielu rzezcach, ale najorszą z nich była myśl: "Agnes musi mnie wysłuchac..."
Usiadł obok dziewczyny. Nagle osoba odwróciła twarz ku chłopakowi. Okazało się, że to nie Ann.
- O... Przepraszam... - póścił głowę.
Mike nagle usłyszał jak ktoś przebiegł obok ławki. Obejrzał się i... już wiedział.
Zobaczył jak Annę. Zerwał się i pobiegł za nią. Ta goniła jak szalona. Bez wytchnienia. Skręcała w jakeiś kmienice, po czym znowu wybiegał na główne ulice.
- Ann! Zaczekaj! - darł się na pół przytomnymłodzieniec, który czuł, że powoli traci siłę w nogach. Kiedy zroumiał, że jest co raz bliżej zdobyczy, tak skręciła w korytarz jakieś bloku. Błądziła po klatkach schodowych, gdy wtem poczóła, jak ktoś łapie ją za rękaw i delikatnie zatrzymuje.
- S... Stó... Stój... Proszę... - zasapany i zapłakany Mike przyparł ją do ściany. Ta aczęła odpychac od siebie MJ'a. Ale nie krzyczała, ponieważ chciała aby ta chwila trwała cały czas. Nagle poczuła jego szybki oddech na swej szyi. Mike zamknął oczy, zagryzł wargi i spojrzał w oczy dziewczynie.
- Posłuchaj mnie... Proszę...
Michael zdawał się jej bardzo przejęty tym całym wydarzeniem, więc... postanowiła go wysłuchac.
- Dobrze... Ale... Puśc mnie. - zawahała się i odczepiła Mike'a od sowjego ciała. Podparła się ściany i chwilę potem upadła na ziemię. MJ rzucił się za nią. Złapał jej rękę. Zmartwoiny zapytał:
- Nic Ci nie jest?
Ann skuliła się pod ścianą i ścisnęła swoje kolana.
- Słucham... - roztrzęsiona Anna zaczęła. Była już spokojna. Jej wariujący głos nagle ucichł. Michael usiadł tak jak ona i zaczął mówic.
- To nie było tak... - zaszlochał. - Madlene... Nic dla mnie nie znaczy. Przed przyjazdem, myślałem że coś do niej czuję, ale już nie. Na prawdę. Zrobiła takie przedstawienie. Była okropna... Zoacz co zostawiła. Podał karteczkę Annie.
- Wiesz... Boję się że w to wszystko wierzyc... - wystraszona ukryła twarz w dłoniach.
- M... Mo.... Mogę Cię ... - Michael nagle zamilkł. Ann wiedziała, ze chłopa nie kłamie. Wiedziała, że to co mówiłteraz, wprawiało ją w osłupienie
- Tak? - niepewnym głosem zmusiła chłopaka żeby dokończył to, co próbował powiedziec.
- Moge Cię przytulic? - słodkim, ale załamanym głosem wykrztusił resztę pytania. Aga milczała. Dla Mike'a ozanaczło to porażkę... Lecz wtem Anna uklęknęła na kolanach, spojrzała głęboko oczy chłopakowi i nachyliła się nad jego piersią. Wtuliła się mocno, a MJ wybuchł nieoczekiwanym płaczem. Czule dotknął jej głowy i niczym najlepszy przyjaciel objął w pasie. Zostali tak a kilka chwil...

* * *

Poranek. Ann spała w swoim łóżku, gdy nagle Michael wpadł dyskretnie do jej pokoju i położył małe pudełeczko na nocnym stoliku. Otworzyła oczy i spojrzała na czerwone opakowanie. Uśmiechnęła się tajemniczo i wstała z pościeli. Przetarła oczy i chwyciła TO COŚ. Otorzyła powoli i... ujrzała małą kartkę. Rozwinęła ją i przeczytała.
"Wejdź na moje łóżko. Nie bój się. Wejdź. I poczekaj."
Ann amarała. Pomyślała: "Czego to może chceiec ode mnie właśnie teraz?" Mimo to wstała i powędrowała do salonu. Usiadła na łóżku MJ'a i czekała na rozwój wydarzeń. Wtem jednak zadzwonił telefon. Anna podniosła słuchawkę.
- Słucham?
- A dzień dobry! - odezwał się dziecięcy i słodki głos.
- Janet? Wróciłaś od Oli? Halo?! - oczekiwała odpowiedzi ale ktoś wyrwał jej słuchawkę i powiedział:
- Misja: ubierz się i zejdź do recepcji. Madame.
- Mike... Michael! Nie wiem co Ci zrobię... - zaśmiała się .
- A... Zaufaj mi. - zakończył połączenie.
"Co on kombinuje?!" - zastanawiała się dziewczyna.
Wcisnęła się w czarne dzinsy i czerwoną bluzkę, kapelusz, po czym zamknąła dom.
Wypoczęta ustała w holu. Wypatrywała dwóch postaci stoących przy ławkach, ale... nic. Nagle Janetznalazła się przy Ann. Wrzasnęła:
- Chodź!
Ta posłusznie poszła za czarnulka.Wyszły na zewnątrz. Na parkingu stała limuzyna, a przed nią szofer. Dziewnczyny zbliżyły się do auta, kiedy mężczyzna podszedł , ukłonił się ispojrzał spod kapelusza na Annę.
- Witam. Chciałbym Ci wszystko wynagrodzic. Czy wsiądziesz ze mną i pojedziesz w daleką podróż?
- Mike... - Czule pogładziła go po policzku z uśmiechem na twarzy.
- Wsiądziesz? - zapytał jeszcze raz.
- Tak.
- Dobrze. Ola! Jen czeka! - mała dziewczynka pomachała bratu, pobiegła spwrotem do hotelu, a Michael chwycił Ann delikatnie za rękę, spojrzał jej uwodzicielsko w oczy i zaprosił gestem dłoni do środka. Sam wsiadł za nią w czarnym mundurze, w którym prezentował się nadzwyczaj wspanial. Anna nie mogła oderwac od niego wzroku.
- A więc? - po kilku sekundach ciszy, Ann zebrała się w sobie by się odezwac.
- A więc... - zawstydzony zająknął się. - A więc chciałbym Ci coś wyznac.
- Wiesz... Nie mam pojęcia co powiedziec...
Nim spończyła, Michael położył na jej ustach swój palec i zaśmiał się.
- Poczekaj nieierpliwy człowieku...
Oparła się z niecierpliwością. Po kilku minutach stanęli.
- Możesz wysiąśc. - Ann popatrzyła zaniepokojona na Michaela, po czym zrobiła to, co jej kazano. Ustała jak wryta przy samochodzie i zachipnotyzowana wydusiła:
- Mi... Mike.... Nie... Nie wierzę...
- To dla Ciebie. - podszedł i wziął ją za rękę.
Przed nimi widniał ogomny bealbord z napisem "Już w piątek! Najpięknijszy głos da występ w Costa! Ann! Wschodząca gwiazda!"
Spojrzeli na siebie.
- Podoba Ci się? - zapytał.
- Tak! - radośnie odpowiedziała.
Michael objął dziewczynę i pogładził jej twarz. Jego oczy niesamowicie działały na Annę. Nagle ucałował ją namiętnie w policzek.
- Jestes wspaniała.... - szepnął.
Ann nagle przejęta westcgnęła:
- Nie mam już siły... Na nic... Wszystko nie przerasta... Tak mi głupio.. Wybacz. - osónęła się od chłopaka.
- Za co przepraszasz??- zaniepokojony Michael wpatrywał sie w smutną dziewczynę.
- Nie powinieneś tego dla mnie robic. Ja sama powinnam. - skierowała wzrok na Billboard.
- Ja uważam inacze. Myślę, że ten, kto patrzy sercem wygrywa. Że ten, co daje - kocha, a ten co dba - uwielbia... - Zakończył.
- Czy Ty... Do czegoś zmierzasz??
Zaniemówił. Słowa utknęły mu w gardle. Ale wkońcu przysiągł sobie, że właśnie teraz jej to powie.
- Właśnie to.... tak. Zmierzam... Chcę Ci powiedziec tak wiele... Spójrz tam... - wskazał palcem na słońce. - To piękne... Zupełnie jak to, co do Viebie czuję... Uwilbiam to uczucie... To chyba... jakiś cud. Nie potrafię tego opisac. - Ann słuchała z apartym tchem, lecz bardzozawstydzona, a przede wszystkim wystraszona.
- Bo ja... - zająknął się. - Ja po prostu... No... Kocham... Cię. - mundurna jego ciele naprężył się niesamowicie.
- Ty...? Mnie?Przecież... Spójrz na mnie... Jestem... Okropna. - zaszlochała.
- Co Ty mówisz... Mam do czynienia z najwspanialszą kobietą pod tym ogromnym słońcem. - zbliżył się do niej. Ich nosy stykały się, a oddechy ważliwie i czule, ale też namiętnie wtapiały się w siebie.
- Hej... - zaczął Mike.
Ann z wielkimi jak groch łzami w oczach wsłuchiwała się w słowa MJ'a. Wpatrywała się w jego usta, które znajdowały się tuż przy jej wargach.
- Zabiorę Cię do domu. Musisz odpocząc. - uśmiechnął się do niej.
- Ehm.. - pokiwała głową. - Dziękuję.
Schowali się w samochodzie.

* * *

W domu...
- Jak dobrze, że Paul sprzątnął cały dom... - odetchnęła dziewczyna zdejmując buty w korytarzu.
- Tak... Nie dalibyśmy bez niego rady. - entuzjastycznie odpowiedział Michael.
- Janet! - nawoływali, ale Anna nagle zobaczyła, że na sekretarce były nagrane trzy wiadomości.
- Michael, zapewne to Ola zostawiła wiadomośc, że zabiera małą.
- Ale na trzech wiadomościach? - zdziwił się.

1#

" Witajce. Tu Ola. Pojechałyśmy z Janet do mojej babci za miasto. Nie mogłam jej zostawic samej więc... wiecie... Wracamy we wtorek! Całusy! "

Ann i Mj spojrzeli na siebie wymownie. Przytaknęli.

2#

"Michael... - zaczął z płaczem jakiś mężczyzna. - Musisz przysłac nam jakieś pieniądze. Matka się bulwersuje. Wysłał mnie po Ciebie, ale ja nie jadę... Ufam Ci. Jak najszybciej prześlij je do domu. Ojciec zlał nas za to, że wyjechałeś. Ta kasa uratuje Ci skórę... Pospiesz się. Jermaine."

Mike zamilknął. Zamknął oczy. Zabolały go słowa wypowiedziane przez brata. Ann zbliżyła się do chłopaka i wyciągnęła dłań w stronę jego kręconych, półdługich loczków. Wplotła w nie swe palce i przykócnęła.
- I co ja mam teraz teraz robic... - zakrztusił się.
- Pomogę Ci Mike...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Korba




Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: kujawsko-pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:06, 27 Paź 2008    Temat postu:

Pięknie! czekam na ciąg dalszy. Zrób z tego książkę na skalę światową!!! Warto, naprawdę, zbijesz na tym fortunę!! Wink)) pięknie piszesz!!!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleSussie




Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:40, 27 Paź 2008    Temat postu:

OMG!! Zamurowało mnie!! Dziewczyno jaki Ty masz talent!! Coś nieprawdopodobnego!!!
Przeczytałam wszytko jednym tchem!! Czekam na ciąg dalszy!! Po prostu genialne!!Smile Nawet się wzruszyłam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LittleSussie dnia Pon 19:43, 27 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michaelka111
Administrator



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 415
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:17, 27 Paź 2008    Temat postu: Cz.III

2#

"Michael... - zaczął z płaczem jakiś mężczyzna. - Musisz przysłac nam jakieś pieniądze. Matka się bulwersuje. Wysłał mnie po Ciebie, ale ja nie jadę... Ufam Ci. Jak najszybciej prześlij je do domu. Ojciec zlał nas za to, że wyjechałeś. Ta kasa uratuje Ci skórę... Pospiesz się. Jermaine."

Mike zamilknął. Zamknął oczy. Zabolały go słowa wypowiedziane przez brata. Ann zbliżyła się do chłopaka i wyciągnęła dłań w stronę jego kręconych, półdługich loczków. Wplotła w nie swe palce i przykócnęła.
- I co ja mam teraz teraz robic... - zakrztusił się.
- Pomogę Ci Mike...
Na ich twarzach zawitały promienne uśmiechy, połączone z niewyobrażalnym przyciąganiem. Zupełnie jak magnes. Chłopak zmysłowo ucałował czoło Anny. Czule położył rękę na szyi dziewczyny i westchnął. Delikatnie pogładził ją i przyblizył do siebie. Łagodnie posadził ją przy sobie, na łóżku i spojrzał nieśmiale w oczy. Powoli położył ją na śnieżnobiałej pościeli i powiedział cicho:
- Nie wiem co robię... Zgłupiałem... - szeptał nachylając się nad nią.
- Ja... ja.. nie wiem czy tego chce... - zachwiała się się.
Michael już miał wstac z posłania, ale Ann w ostatniej chwili przysónęła go do swojego ciała i rzekła:
- Ale wiesz... Ja też Cię kocham... I skoro Ty tego chcesz... To ja... też...
- Ale wcale nie musisz... - uspokoił ją.
- Wiem. - Ich usta złączyły się w pocałunku.
Mike powoli wspiął się na Annę i dotykał jej skóry tak, że ten stan sprawiał mu ogromną przyjemnośc. Nagle czuł, że ona jest tylko jego, a on tylko jej. Mocno przycisnął jej rękę do poduszki. Ale wtem się opamiętał. Jakieś dzikie zwierzę na kilka chwil opętało jego ciało.
- Wybacz... - preprosił i dalej robił to, co wcześniej. MJ leciutko przejechał koniuszkami palców po rozpalonej powierzchni brzucha Anny. Młodzieniec zauważył, jak dreszcze przeszywają ich na wzajem. Podniecało go to. Zaczął rozpinac guziki swojej bluzki, a dziewczyna swojej. Czuli wielki głód. Ten apetyt wypełnił ich serca uniesieniem, miłością, jakiej do tej pory nie mieli okazji miec. Mike pieścił jej ramiona a ona trzymała jego biodra i wcale nie zamierzała ich puszczac. To gorąco doprowadzało ją do szału. Mogłaby krzyczec... Ale nie chciała... Wiedziała, że to na co się zdecydowali musi byc magiczne. Dotykali i poznawali swoje ciła, które były jeszcze w ubraniach, ale nagle ich bluzki znalazły się na podłodze. Ann wpatrzyła się w oczy Mike'a, które całą siłą były skupione na "badaniu". Objęła go czule. Zamknęła powieki. Do Michael'a dotarło, że to on musi przejąc całą inicjatywę, choc był przeraźliwie nieśmiały. Ścisnął nadgarstki Anny i całował rozkosznie jj zakryte piersi. Odpiął lekko stanik i zsówał go powoli z rąk dziewczyny. Napłynęły mu motyle w brzuchu. Bał się siebie. Bał się tego, że zrobi cos nie tak. Może ją skrzywdzi, a może wymiękie w tej całej sytuacji i nie da rady... Te myśli rozwiewała mu tylko jedna rzecz. Pragnienie bliskości właśnie z Ann. To dodawało mu odwagi. Kochali się. I te słowa doskonale tkwiły w ich głowach. Już nie było odwrotu. Uczucia nie do opisania przepływały przez nich i elektryzowały wszystko dookoła. Poczucie winy unosiło się w powietrzu, ale nikt niczego nie żałował. Michael delikatnie położył jej górną bieliznę obok i wtulił się w jej piersi. Starał się, aby byli najszczęśliwszymi ludźmi właśnie teraz. Chłopak położył swoją rękę na udzie Ann i powiedział:
- Nie wstydź sięmnie tylko... Kocham każdą cząstkę Twojego ciała i nie chcę, żebyś czuła się niedyskomfortowo. Mi nie przeszkadza w Tobie nic. Jesteś piękna. - pocałował jej usta, nos a potem zjechał w dół by pieścic jej brzuch. Odpinał jej rozporek, kiedy ona muskała jego plecy. Ostatni raz się upewnił:
- Jesteś pewna, że tego pragniesz...?
- Tak... - jęknęli cicho, bo właśnie ich ciała przycisnęły się do siebie.
- Chciałabym wejśc pod kołdrę. - Mike przytaknął. Tak zrobili. Znaleźli się pod białą pościelą. Wtem Jacko zdjął spodnie Anny. Gładził jej nogi, wtulał się jej ramiona. Jgo szybki oddech dał jej dozrozumienia, że jest u granic możliwości.Chciał ukoic jej pragnienie i wejśc w nią ... Ale nic nie mówił. Za bardzo ją kochał.
- Michael... - zachichotała wtrącając. Michael zrozumiał. Zsónął bieliznę dziewczyny i bardzo wrażliwie rozylił jej uda. Nieco się zawstydził, ale po pozbyciu się garderoby z jego ciała, zanużył się w niej niesamowicie czule... Z uczuciem. Ann poczuła go w sobie, a on przytulił ją z całej siły. By wiedział, że już nigdy jej nie zostawi. Że jej nie wykorzystuje. Że będą razem. Jego powolne, ale głębokie ruchy doprowadzały ich do braku rozsądku i z tego wszystkiego tracili zmysły, panowanie ad sobą. Wydawali z siebie dźwięki ciężkie i rozkoszne. Trwalitak przez bardzo długa chwilę, objęci jak kochankowie. Pocałunki piękno... Przed oczyma mieli tylko siebie. Ocierali się o skórę... Wtem poczuli, że są już blisko anielskich uniesień. Mike był co raz bardziej skoncentrowany. Pieścił jej ciało i poruszał łagodnie biodrami tak, by te chwile trwały choc odrobinę dłużej. Nage dotkęli nieba. Namiętnośc sięgnęła zenitu. Odetchnęli zmysłowo. Ukoili swój wilczy apetyt. MJ objął ramieniem dziewczynę i położył się obok niej. Ta nawet nie otworzyła oczu. Michael spoglądał na jej srebrzystą twarz i wtulił się w nią. Okrył ich kołdrą. Jego włosy stykały się z rozpaloną skórą Anny. Mike nagle czuł taką miłośc... Miłośc i ogromne szcęście. Szczęcie, że ma kogoś właśnie takiego. Usnęli...

* * *



Poranek. Słońce ledwo przedostawało się przz cienkie firanki i zasłonki.
- Kocham Cię... - zbudził ją cichy szept. Agnesz przeciągnęła się w ramionach swojego Michaela i odwróciła do niego twarz.
- Ja Ciebie mocniej... - uśmiechnęłą się. MJ ostatni raz złożył na jej ustach delikatny całus.
- Musimy wstac. Przygotowyjemy Cię do dzisiejszego występu. - nadal mówił szeptem. Jego oczy niesamowicie promieniowały szczęściem, a skóra była zaczerwieniona.
- Hmmm... Słodki jesteś! - wybuchnęła nioczekowanym atakiem śmiechu.
- Słodki? - przysónął sie do niej jeszcze bliżej. - Ja Ci zaraz pokażę słodki... - zaczął ją laskotac po brzuchu.
- Przestan już! KOniec! Już... - uspokoiła go.
- Jak sobie życzysz... - nie protestował. Wodził za nią wzrokiem, jak okryta lawendowym prześcieradłem wędrowała do łazienki.
- Tylko mi się nie utop pod prysznicem! Szkoda by było... - wyszczerzył zęby i zakrył się kołdrą.
- Nie gadaj tylko się szykuj! - rozbrzmiał łos dochozący zza kabiny.
- Ok. - Michael zwlókł sie z pościeli i poszedł do pokoju po ubrania.
Po pewnym czasie zowu się zobaczyli.
- Jestem gotowa. - kiwnęła głową.
- Ja też. - złapał A.G. za rękę. Wolnym krokiem wyszli z domu.


* * *


- Mam pomysł... - rzucił nagle Mike.
- Słucham Cię... Jaki... - zaciekawiona stawiała kolejne kroki.
- Skoro chciałaś miec agresywny, stanowczy styl, to... Najlepiej będzie pasował styl... mojego brata. - urwał.
- B... Brata? - zakrztusiła się. - Tak! To jest to! Właśnie o to mi chodziło!
- Widzę, że rozumiemy się bez zbędnych słów. Nawet go nie widziałaś. haha...
- Racja. - potwierdziła.
Oboje szli ulicami wypatrując jakichś ciekawych strojów na dzisiejszy wieczór. Najważniejszy wieczór w jej dotychczasowym życiu.
- A.G. zachipnotyzowana zbliżyła się do szyby jednego z budynków.
- podoba Ci się. Prawda?
- Oj taaaak... - nawet nie chciała mrugac oczami. Taki ubiór sobie wymarzyła. To w tym chciała występowac. Koniec. Kropka.

18:00

-Michael... Jeszcze tylko godzina. - krzątała się pomieszkaniu obmyślając strategię ruchów scenicznych. Dorwała te czarne spodnie, czarną bluzke, mundur, kapelusz i peeeełno metalu, w tym cwieków.
Mike przyglądał się jej. W duchu głośno powtarzał: "Uda się".
- Mam pytanie. - przerwała mu jego rozmyślania.
- Hmmm?
- Będzie tam ktoś kogo znasz? - ukucnęła i spojrzała w otchłan - głęboką toń oczu Michaela.'
- Rod, Quincy... O John'ie już nie wspomnę. Poza tym, Ola z Janet. To wszyscy których znam.
- Dziękuję. - Spuściła wzrok.
Mike aż się skrzywił. Zrobiło mu się dziwnie przykro. Palcem wskazującym podniósł jej głowę. Ku jego twarzy.
- Nie dziękuj. - przerwał na chwilę. - błagam. Kocham Cię. To jest prawdziwe podziękowanie. - złapał ją za dłoń.
- Dobrze.. A więc... - wstała i szeptała coś pod nosem.
- Dwie nasze piosenki, a potem jedna moja. I wogóle mój taniec. Electric, robot... - podskoczyła w miejscu i wykonała obrót w zawrotnie szybkim tempie.
- Jesetś wyjątkowa. Pamiętaj o tym.
Westchnęłą,
- Dobrze...

20:00

- Jesteśmy! - Słowa, które właśnie wypowiedział Michael, zapadły głęboko w jej podświadomośc.
- Wysiadamy. - rzekł John z przedniego siedzenia. Gdy wydostali się z auta, ich oczom ukazał się śliczny lokal z oświetleniem jak na wieży Aiffela. Kolorowe lampki jednak miały ten swój urok... Weszli...
Już w progu - obwieszona metalem A.G. - zauważyła mężczyznę siedzącego w samym środku sali, który nieustannie się jej przyptarywał. Ale on wydawał się jakiś znajomy.. Zupełnie tak, jakby już go kiedyś widziała. Zdążyła postawic stopę i wtem sobie przypomniała. Aaron! W sklepie dał jej szkatułkę. Ale chwila... Co on tu robi...Dolicha?!
- Witam! - przez mikrofon rozbrzmiał męski głos.
- Tylko się nie denerwuj. - Mike przytulił dziewczynę.
- Chciałem powitac państwa na corocznym przeglądzie talentów! Juz poraz 18. spotykamy się tutaj. Mamy 1982... Naszym głównym przedstawicielem jury jest pan Peter Oldschool! - z krzesła podniósł się oto rzekomy Aaron. Ann opadła szczęka.
- Ja chciałbym prosic już o rozpoczęcie konkursu, ponieważ nie mam za dużo czasu. Wybacza państwo. - ukłonił się.

CISZA.

- Yyyy... Także więc... Zapraszam na scenę pierwszą osobę! Marloon Barker! Ciekawe co przygotował! Enjoy it!
Wszedł chłopak, ubrany w garnoitur, uczesany na żel, ze złotym miktofonem. Kazał odstawic sceniczny. Zaczął. Podobał się. Ale nie był nadzwyczajny. Piosenka J. Browna zachwyciła jedynie panie. Zdjęto go ze sceny.
Razz


<Wybaczcie za scenę erotyczną, ale bez niej moim zdaniem opowiadanie byłoby bardziej o interesach a nie o miłości. A tego bym nie chciała... Wink )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleSussie




Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 74
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:46, 27 Paź 2008    Temat postu:

Te fantazje..ehhh Nie mamy Ci czego wybaczyć! Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy...SmileSmileSmile

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LittleSussie dnia Wto 0:25, 28 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Korba




Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: kujawsko-pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:04, 28 Paź 2008    Temat postu:

nici z tej sceny erotycznej Wink Przeczytaj "Portret" Patrick'a Cabot'a to pogadamy Wink)) wnioskuję że nie czytałaś (?) tam są ładne określenia, opisowo ładnie Ci się udało, naprawdę ładnie ale ze stylistyką troszkę popracuj Wink to jedyne zastrzeżenie, powodzenia w dalszej części... właśnie... wklejasz na bieżąco jak piszesz, czy masz gotowca??

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michaelka111
Administrator



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 415
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:46, 28 Paź 2008    Temat postu: :/

Proszę nie karccie mnie za tę scenę ale ja na prawdę nie opisywałam nigdy wcześmiej takch scen Żałuję, że mi nie wyszło Cóż. Confused Wybaczcie. Następne opowiadanie będzie lepsze... A to opowiadanie już pisałam wcześniej tylko, że tu je opublikowałąm ... A dalej będę pisała z marszu, bo więcej już mi się nie udało. Ale tym którym się podoba, mogę przekazac, że opowiadanie znajdzie się na łamach tego forum już w sobotę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Korba




Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: kujawsko-pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:09, 28 Paź 2008    Temat postu:

Nie łam się!! Nie o to mi chodziło Wink Jak na Twój wiek to naprawdę nieźle! Jest ładnie, następnym razem będzie olśniewająco, mam nadzieję (?)

Niektórzy dorośli ludzie mają problem jak to napisać, a Ty napisałaś to naprawdę dobrze. Przeczytaj Portret, proszę Wink To naprawi wszystkie błędy Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michaelka111
Administrator



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 415
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:21, 28 Paź 2008    Temat postu:

A gdzie to dostac? Bo szczerze mówiac... mogłoby mi to pomóc

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Korba




Dołączył: 26 Paź 2008
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: kujawsko-pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:38, 29 Paź 2008    Temat postu:

poszukaj na allegro, w antykwariacie, albo na merlin.pl jak nie to przeszukaj jakąś publiczną bibliotekę, powinna być

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michaelka111
Administrator



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 415
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:29, 30 Paź 2008    Temat postu:

Wink omkey... zobaczę

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michaelka111
Administrator



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 415
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:15, 01 Lis 2008    Temat postu:

- Jezuuu... A jesli ja tak skończę? - mówiłą do siebie Ann. - jeśli to mnie zdejmą ze sceny? Przecież do tak prawdopodobne...
- Tylko się nie deerwuj. - powiedział Michael. - Idę usiąśc. Popatrzec na Ciebie.
Ann nawet na niego nie spojrzała. Jej mysli były wypełnione strachem. Zwłaszcza, że główny juror to człowiek, którego zna...

Dziewczyna nagle zaczeła iśc co raz szybciej w stronę garderoby. Minęła jasny korytarz i znalazła się za kurtyną. Stał tam chudy prezenter z laską w dłoni. Miał w rękach kartę, z której czytał... A.G. podbiegła do niego.
- Przepraszam... - zająknęła się.
- Co jest madame? - odpowiedział z niewielkim sentymentem w głosie.
- Chciałabym, żeby pan zmienił kolejnośc wykonawców. - wydusiłą z siebie gorzkie słowa.
- Co?! Ani mi śni panienko. To spis ułożony według zasad. Zaraz do pani wrócę.
Wyszedł na scenę i zapowiedział : "Amicia Louice Maria! Przed państwem! Ciekawe czy nie zsónie się z niej ta jedwabna sukienusia..." Zaśmiał się, a Maria pogłaskała go po brodzie, chwyciła mikrofon i zaczęła śpiewac. Mężczyzna stanął znów przy Ann. Ta przekręciła oczami.
- Po prostu ardzo proszę o to, bym wystąpiła po tej Louice. Zalezy mi na tym. Nie chcę występowac dla znudzonej publicznosci.
- Sprytna jesteś... - kontynuował po pewnej chwili ciszy.
- Dzięki. Ale da się to załatwic?
- Hmmm... myślę, że tak. Idę do DJ'a żeby wiedział... No robę to tylko dla tego, że masz bystry umysł. Ale robisz wieli błąd nie zakłądając takich jedwanych sukienek... - wyszczerzył zęby.
- Zapomnij. - Odwróciła się na pięcie.
- Zaraz wrócę!

* * *

Po dwóch minutach wrócił. Właśnie skończyła się piosenka Marii...
- Jestem! Wchodzę Cię zapowiedziec! - wybiegł na scenę i obwieścił.
"Nagła zmiana planów!" Mike na te słowa przeląkł się, że może coś przeoczyli, albo zakończą awaryjnie występy. "Teraz wystąpi przez państwem wielki, bystry umysł... Wielki artysta. Raczej wielka artystka. Ma niepowtarzalny styl. Wyobraźcie sobie królową bez korony. Oto ona! Skromna, niedościgniona - A.G.!"
Mijając się z Ann na scenie szepnął: "Jak było?"
Ona odpowiedziała " Chyba oszalałeś"

Znalazła się na środku sceny. Wszystkie światła dookoła zgasły. Z widowni słychac było zdziwnienie ludzi typu: "Jak ona wygląda?!" albo "Co się dzieje?!"... Ann nawet była zaniepokojona. Odwróciła się tyłem do publiczności. Ujrzała przed sobą zespół. Perkusista, Bas, fortepian... Po prostu marzenie. W jej głowie zadudniły słowa : "To moja jedyna szansa..."
Zaczęło się... Ale A.G. spostrzegła, że zespół gra całkiem inną piosenkę niż miał grac. Już chciała przerywac, ale wtem ten rytm ją przebił na wylot... Spodobał jej się. Postaowiła nad nim zapanowac. Ujarzmic go głosem. Zaczęła śpiewac:
"Hey Pretty Baby With The High Heels On
You Give Me Fever Like I've Never, Ever Known
You're Just A Product Of Loveliness
I Like The Groove Of Your Walk,Your Talk, Your Dress
I Feel Your Fever From Miles Around
I'll Pick You Up In My Car And We'll Paint The Town
Just Kiss Me Baby And Tell Me Twice
That You're The One For Me"

Ludzie podrygiwali i niektórzy wstawali by tańczyc. Cała sala wtem ruszyła do zabawy. A Ann czuła się lepiej niż nigdy dotąd. Ukochała tę piosenkę, ten rytm. A zspół się z nią niesamowicie zgrał. Śpiewała dalej:

The Way You Make Me Feel
(The Way You Make Me Feel)
You Really Turn Me On
(You Really Turn Me On)
You Knock Me Off Of My Feet
(You Knock Me Off Of My Feet)
My Lonely Days Are Gone
(My Lonely Days Are Gone)

Michael był pod wielkim wrażeniem. Na twarzy Melsorka, Quinc'ego i Roda, wymalował się pokłon. Dla ścisłego umysłu!

I Like This Feelin' You're Givin' Me
Just Hold Me Baby And I'm In Ecstasy
Oh I'll Be Workin' From Nine To Five
To Buy You Things To Keep You By My Side
I Never Felt So In Love Before
Just Promise Baby, You'll Love Me Forevermore
I Swear I'm Keepin' You Satisfied
'Cause You're The One For Me

-Chorus-
The Way You Make Me Feel
(The Way You Make Me Feel)
You Really Turn Me On
(You Really Turn Me On)
You Knock Me Off Of My Feet Now Baby-Hee!
(You Knock Me Off Of My Feet)
My Lonely Days Are Gone-
A-Acha-Acha (My Lonely Days Are Gone)
Acha-Ooh!

Go On Girl!
Go On! Hee! Hee! Aaow!
Go On Girl!

I Never Felt So In Love Before
Promise Baby, You'll Love Me Forevermore
I Swear I'm Keepin' You Satisfied
'Cause You're The One For Me . . .

-Chorus-
The Way You Make Me Feel
(The Way You Make Me Feel)
You Really Turn Me On
(You Really Turn Me On)
You Knock Me Off Of My Feet
Now Baby-Hee!
(You Knock Me Off Of
My Feet)
My Lonely Days Are Gone
(My Lonely Days Are Gone)

The Way You Make Me Feel
(The Way You Make Me Feel)
You Really Turn Me On
(You Really Turn Me On)
You Knock Me Off Of My Feet
Now Baby-Hee!
(You Knock Me Off Of My Feet)
My Lonely Days Are Gone
(My Lonely Days Are Gone)

Ain't Nobody's Business,
(The Way You Make Me Feel)
Ain't Nobody's Business
Ain't Nobody's Business,
(You Really Turn Me On)
Ain't Nobody's Business But
Mine And My Baby
(You Knock Me Off Of
My Feet)
Hee Hee!
Hee Hee! Oooh!
(My Lonely Days Are Gone)

Give It To Me
(The Way You Make Me Feel)
Give Me Some Time
Come On Be My Girl
(You Really Turn Me On)
I wanna blow your mind
Ain't Nobody's Business-
(You Knock Me Off Of My Feet)
Ain't Nobody's Business But
Mine And My Baby's
(My Lonely Days Are Gone)
Go On Girl! Aaow!


Hee Hee! Oooo!
Chika-Chika
Chika-Chika-Chika
Go On Girl!
(The Way You Make Me Feel)
Hee Hee
Hee Hee He
(You Really Turn Me On)
(You Knock Me Off My Feet)
(My Lonely Days Are Gone)


(Begins To fade...)
Give It To Me
(The Way You Make Me Feel)
Give Me Some Time
Come On Be My Girl
(You Really Turn Me On)
I wanna blow your mind
Ain't Nobody's Business-
(You Knock Me Off Of My Feet)
Ain't Nobody's Business But
Mine And My Baby's
(My Lonely Days Are Gone)
Go On Girl! Aaow!


Zakończyła... Miała śpiewac jeszcze 2 piosenki, ale na sali zrobił się taki szum, że wyszedł zza zasłon prezenter. Uspokoił publikę.
"Państwo moi drodzy kochani... Chcę powiedziec, ze dziękujemy za wspaniały występ naszej A.G... Pragnę zapowiedziec kolejnego wykonawcę.
Wtem z krzesła podniósł się "Aaron".
- Nie trzeba. - przecisnął się przez stoliki i wszedł po schodkach na scenę.
Zaskoczeni świadkowie tego zdarzenia otworzyli szeroko czy i usta. Zaczęto bic nieposkroione brawa.
- Wygrywasz. - szepnął Annie do ucha.
Ta ze szczęścia uklęknęła na kolana i ze łzami w oczach wydusiła przez mikrofon.
- Dziękuję Bogu, za cały dar jaki posiadam. Dziękuję Publiczności, ze tak jej się podobają moje występy. Dziękuję moim producentom którzy tak wiele dla mnie zrobili mimo częsych problemów. I czywiście Tobie Michael... Kocham Cię...
Zakończyła.
Oklaski rozbrzmiały na nowo. Wstała. Przytuliła jurora. Odebrała nagrodę, pomachała publiczności i zbiegła z desek. Szyko znalazła się przy MJ'u. Mocno go uśiskała gdy tylko wpadła w jego ramiona.
- To dzięki Tobie... - zapłakana szlochała.
- Nie. To Twoja determinacja kochanie. - pogłaskał ją po głowie. Ann odchyliła czoło i pocałowała delikatnie Michaela.
Wtem podbiegł do niej basista zespołu z którym wystąpiła.
- Słuchaj... Przepraszam, że przeszkadzam, ale tak swietnie wypadliśmy, ze... może wystąpimy gdzies jeszcze razem?
- Heh... masz na myśli to, żebyśmy dawali koncerty?
- Tak - uradowany chłopak podskoczył.
- Świetnie. Porozmawiamy jak tłum się rozejdzie.
- Dobrze. - odszedł.

Ann jeszcze raz mocno wtuliła się w Michaela. Ludzie lgnęli do niej jak muchy. Za to ich pokochała. Że mimo wszystko spodobała się im. Że Bóg czuwa nad nią. Że zdobyła marzenia. Że nareszcie nagra swoją płytę. I że ma kogoś kto kocha ją nieskończenie. Ma swojego Anioł Stróża...


KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Billie Jean




Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:41, 01 Lis 2008    Temat postu:

Boże, czemu ty mnie tak wystawiasz na próby?
Aż się popłakałam, Michaelko. Na prawdę podoba mi się Twoje opowiadanie. Potrzebna mi chusteczka ;> Wspaniale wyszłoby to w formie filmu .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michaelka111
Administrator



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 415
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:32, 01 Lis 2008    Temat postu:

popłakałaś się? na prawdę?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Billie Jean




Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:36, 01 Lis 2008    Temat postu:

A jakże... Normalnie łzy ciekły wodospadem... Tak pięknie napisałaś Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Michaelka111
Administrator



Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 415
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:46, 01 Lis 2008    Temat postu:

Dziękuję Very Happy nie wiedziałam że tak to na Ciebie podziała. Już tak nie będę Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Michael Jackson... Living legend... Strona Główna :: Opublikuj swoje opowiadanie o Michael'u! Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Charcoal2 Theme © Zarron Media

Regulamin